
Minęła północ, prawie wszyscy słodko śpią, a tu zdarza się kolejna niezwykła historia. Jedna z tych, które przywracają dobre, ciepłe myśli w deszczową i niepewną jesień. Tak, bo akurat ostro leje (nawet momentami epicko…), a tu dzwoni człowiek, że właśnie podjechał z nietoperzem.
Historia niby jakich wiele, bo niejeden z nas przyjmuje zagubione zwierzęta w różnych sytuacjach. Ale tej nocy bardzo mnie to poruszyło – człowiek z pudełkiem w strugach deszczu i słowami: „no, przywiozłem, bo to przecież żywe zwierzę”.
Nietoperz dobrze, bezpiecznie „zapakowany”, nakarmiony larwami mącznika („karmiłem przed wyjazdem, żeby pan już dzisiaj nie musiał”), z uszkodzeniem skrzydła, które nie wygląda tak źle jak z opisu wynikało.
– Bardzo dziękuję, dostarczył go pan jak należy.
– No, starałem się robić to, co pan polecił.
– Fajnie, jeszcze raz dziękuję. To wraca już pan do domu?
– No, 150 kilometrów.
– Przyjechał pan z nietoperzem 150 kilometrów!?
– No tak, tak obiecałem że przyjadę.
– W ten deszcz i nocą? Specjalnie, żeby przywieźć nietoperza?
– No tak, przecież mówiłem, że przywiozę.
I nasza rozmowa dopiero się zaczęła. Weszliśmy na górę, żeby coś ciepłego wypić, pogadaliśmy, i… Jestem pod wielkim wrażeniem. Siedzę teraz i myślę o tym, że ten człowiek właśnie wraca przez noc, wiatr i deszcz, będzie na miejscu po pierwszej, a rano idzie do pracy.
Cokolwiek tam się dzieje i będzie działo, to proszę pamiętać, że przywiózł mi Pan o wiele więcej niż samego nietoperza. To coś, to pewność, że tkwi w człowieku jeszcze wiele, wiele dobrego. Jak mi się kiedyś nie będzie czegoś chciało, szczególnie w takiej porze jak jesienna deszczowa noc, to przypomnę sobie tę historię. Wielkie ukłony!
Może akurat nie za wiele miałem, i może książka, czekolada i ciastka to nie tak dużo za kilkugodzinny kurs w sprawie nietoperza. W każdym razie nie mogłem pójść spać i tego nie napisać. Serdecznie dziękuję! Dobrej nocy, i niecierpliwie czekam na wieść o tym, że za taki gest wobec zwierzęcia właśnie Pana spotka coś wyjątkowego. Bo tak powinno być.